"Zawsze miałam pogodne usposobienie i myślę, że to wrodzony optymizm pozwolił mi w miarę łagodnie przetrwać trudy leczenia i odzyskać dobre samopoczucie" - mówi bohaterka naszego reportażu Teresa.

"Zawsze kojarzyłam nowotwór piersi z guzkiem łatwo wyczuwalnym pod palcami. Dlatego gdy zauważyłam wgłębienie na skórze, nie przejęłam się za bardzo. Skojarzyłam to ze szwem od stanika, który zbyt mocno uciskając, mógł pozostawić taki ślad” – mówi Teresa. Linijne zagłębienie było długie, ciągnęło się od brodawki aż do pachy. Kiedy je dostrzegła? Banalnie, pod prysznicem. Była akurat w sanatorium. Po powrocie do domu od razu poszła na badania. Podejrzenie nie dawało jej spokoju, mimo że przykładnie, wręcz książkowo chodziła co roku na mammografię i USG. Podczas ostatniego badania nic nie wzbudziło najmniejszych podejrzeń. Teraz na zdjęciu mammograficznym wyraźnie było widać guzek. Już niemały, dwuipółcentymetrowy. Potem było USG i biopsja, która ostatecznie potwierdziła diagnozę. Rak.

Byłam w rozterce. Ta nagła historia, która dopiero zaczynała swój bieg, mocno kolidowała z dużo wcześniej zaplanowaną, wymarzoną przeze mnie wycieczką do Izraela. Bardzo chciałam jechać. Poprosiłam lekarza o przepustkę na dwa tygodnie. O dziwo, zgodził się, choć czas w moim przypadku odgrywał dużą rolę. Pojechałam, było cudownie! Pomogło mi to oderwać się od przykrych myśli, nabrać lekkiego dystansu, spokoju, przygotować się do tego, co nieuchronnie miało nastąpić” – wspomina Teresa. Potem było jak zwykle w takich przypadkach. Operacja i mastektomia, całkowita amputacja piersi. Do tego usunięcie węzłów chłonnych, których profilaktycznie lepiej się pozbyć, aby nie stały się źródłem nawrotów choroby. Mimo to, powrót do zdrowia i normalnego życia był nadspodziewanie szybki. Po tygodniu nie było już widać obrzęków dość typowych dla tego zabiegu. Teresa nie oszczędzała ręki, starała się żyć, tak jak wcześniej. Ale bez rehabilitacji nie byłoby to możliwe.

To normalne, że po mastektomii ruchomość i siła mięśni ręki po stronie operowanej staje się znacznie mniejsza. Rehabilitacja jest potrzebna, aby rytmiczna praca mięśni ułatwiała odpływ krwi żylnej i chłonki i w efekcie przywróciła pełną sprawność. „Na szczęście nie miałam obrzęku limfatycznego, ale dotyczy on nawet połowy operowanych kobiet. Wtedy konieczny jest dodatkowo masaż limfatyczny, który pozwala na opróżnienie powierzchniowych naczyń limfatycznych, w których tworzy się puste miejsce dla chłonki z głębszych obszarów. Najczęściej następstwem masażu jest leczenie kompresyjne w formie bandażowania lub też noszenia rękawa uciskowego. Ja poprzestałam na zajęciach z rehabilitantem, a potem sama wykonywałam zalecone ćwiczenia w domu. Tak często jak mogłam, aby jak najszybciej powrócić do dobrej kondycji” – mówi Teresa. Po sześciu tygodniach od operacji poszła na pierwszą chemię. Sześć kursów co trzy tygodnie nie dało zapomnieć o chorobie. To był trudny czas. Brak apetytu, ciągłe mdłości, osłabienie, objawy trwające przez kilka dni po każdej terapii. Do tego całkowita utrata włosów na głowie i całym ciele. Oprócz chemii były kroplówki z Herceptyną. Przez rok. Ten skuteczny lek stosuje się w nowoczesnej terapii celowanej, która jest możliwa tylko w tym jednym typie nowotworu – HER2-dodatnim. Hormonozależny rak piersi ma na powierzchni komórek guza zwiększoną ilość białka receptorowego HER2 i zwykle dobrze odpowiada na leczenie hormonalne. Badania wykazały, że guzy HER2-dodatnie stanowią około 15-20 proc. przypadków raka piersi u kobiet, a jego przebieg jest bardziej gwałtowny. Po zakończeniu chemii zaczął się ostatni, najdłuższy, bo aż pięcioletni etap leczenia – przyjmowanie leków cytostatycznych. Wiosną tego roku, po zakończeniu całej kuracji, konieczne były kompleksowe, specjalistyczne badania. Wyniki są dobre. Dziś Teresa oddycha z ulgą, ale powtarza: „Z raka nie można się do końca wyleczyć, to choroba na całe życie. Trzeba być czujnym”.

Patrząc na pogodną, promienną twarz Teresy odnosi się wrażenie, że pozytywne myślenie to klucz do sukcesu. Wiadomo, że psychika nierozerwalnie łączy się z ciałem i przez to ma ogromny wpływ na jego kondycję. „Zawsze widziałam szklankę w połowie pełną, a nie w połowie pustą. Dobre myśli wygrywały ze złymi, choć nie było lekko. Wierzyłam, że wszystko dobrze się skończy. Dla przypieczętowania powrotu do zdrowia i normalności, rok temu zdecydowałam się na rekonstrukcję piersi. Jestem zadowolona, po zabiegu poczułam, że znów wszystko jest na swoim miejscu” – zwierza się Teresa.

Na zabieg namówił ją lekarz onkolog. Zgłosiła się do chirurga plastyka. Okazało się, że na takie zabiegi, refundowane w całości przez NFZ, nie czeka się w kolejce. Poszło szybko. Najpierw wszczepiono pod skórę ekspander, „worek” z solą fizjologiczną, do którego co dwa tygodnie dopompowywano płyn. Wszystko po to, aby skóra systematycznie się rozciągała i robiła miejsce dla implantu. W drugim rzucie pozostało tylko jego wszczepienie. Dziś Teresa w pełni cieszy się swoją kobiecością. „Nie byłabym pewnie taka mocna, gdyby nie wsparcie i ciepło bliskich, a zwłaszcza męża. Pomagała mi rodzina i koleżanki z pracy. Dopiero od roku nie pracuję, ale na brak zajęć nie narzekam. Mam też nowego przyjaciela, jamnika długowłosego, który niepodzielnie rządzi naszym domem i wnosi mnóstwo radości. Żyję pełnią życia” – mówi Teresa.

Rak piersi towarzyszy ludzkości już od prawie 5000 lat. Jest najczęściej występującym wśród kobiet nowotworem złośliwym oraz drugim najbardziej powszechnym nowotworem na świecie. W krajach Unii Europejskiej rak piersi jest wykrywany co dwie minuty. W Polsce rokrocznie odnotowuje się około 15 tys. nowych zachorowań na raka piersi. Według Światowej Organizacji Zdrowia tylko w tym roku rak zostanie wykryty u ponad miliona kobiet.

Wczesne wykrycie choroby i rozpoczęcie leczenia umożliwia nawet całkowity powrót do zdrowia, dlatego tak ważne jest, by jak najwcześniej wyrobić w sobie nawyk samobadania piersi i wykonywać je raz w miesiącu. Po 40. roku życia należy poddawać się mammografii co dwa lata, po pięćdziesiątce – raz w roku. Młodsze panie powinny wykonywać badanie USG i mammografię jako badanie uzupełniające. Nie można również zapominać o badaniu piersi przy każdej konsultacji ginekologicznej. Od 10 do 30 procent nowotworów piersi ma podłoże genetyczne. Wiadomo, że za to schorzenie odpowiedzialne są dwa geny: BRCA1 i BRCA2. Dziś można wykonać badania, które określają, czy geny są uszkodzone i czy kobieta ma dziedziczną predyspozycję do raka piersi.

O raku piersi trzeba mówić - łatwiej to robić osobom zdrowym. Gdy się choruje, nie zawsze człowiek chce dzielić się swoim intymnym problemem.

„Wiele kobiet włącza się w działalność różnych organizacji, wzajemnie się wspierając w tej straszliwej chorobie. Wymieniają się doświadczeniami, dodają sobie sił, znajdują ulgę w zwierzeniach. Ja nie czułam nigdy takiej potrzeby. Każdy jest przecież inny. Jednak teraz wierzę, że moja historia może pomóc spojrzeć optymistycznie na tę chorobę oraz zwrócić uwagę na wielką rolę regularnych badań profilaktycznych” – mówi Teresa.