Może zacznę od jednej anegdoty, którą pamiętam jeszcze ze studiów magisterskich. Podczas wykładu nasz pan profesor, który jest dermatologiem, mówił, że przychodzą do niego dzieci z alergiami paradoksalnie z najbardziej zadbanych i bogatych domów. Porównywał naturalny płaszcz ochronny skóry do mleka matki, a kosmetyki, które potem stosujemy do mleka modyfikowanego. Uważał, że nic nie jest tak dobre jak nasza własna naturalna ochrona.
„Gruczoły łojowe i potowe powinny na skórze być! My się pozbywamy tych wydzielin, a przecież żaden kosmetyk ich nie zastąpi.” – uważał.